O Lady V.

Pisarze są podobno strasznymi egocentrykami. Jako tacy powinni zatem uwielbiać o sobie opowiadać. Cóż... ja mam z tym spory problem.

Długo myślałam, jak się przedstawić. Ile o sobie napisać, ile przemilczeć. To trudne i podejrzewam, że sporo osób przeżywa podobne rozterki, tworząc bloga. Pod tym względem z pewnością nie jestem żadnym wyjątkiem.

Mam na imię Kasia. Kiedyś go nie lubiłam, potem zmieniłam zdanie. Ładne jest, podoba mi się szczególnie w innych językach. Jednak wolę funkcjonować w internecie, szczególnie w kręgach okołopisarskich, jako Lady V. Ten pseudonim sięga dawnych lat, kiedy byłam jeszcze w liceum, nie było Facebooka, a ja pisałam do działu Hyde Park w lokalnym dodatku z ogłoszeniami. Posty były zwykle zbiorem przemyśleń, zahaczającymi mocno o marzenia i podpisywałam je imieniem na V, pochodzącym z lubianej przeze mnie książki. Z czasem pojawiło się Lady - ale to już zupełnie inna historia.

Później imię skróciłam do jednej literki, bo bohaterka książki stała się zaskakująco popularna. Dało mi to mnóstwo możliwości na dopisywanie znaczenia, wśród których "Lady Vredota" do dziś jest jednym z moich ulubionych. Tak, jestem wredna. Okropna, czepliwa, marudna. Ale łudzę się, że tylko raz w miesiącu lub przy lekturze szczególnie słabej książki. No dobrze, marudzić zdarza mi się częściej. Taka już moja natura Kota Marrruda. 

Jestem pisarką. Moje pierwsze próby stworzenia książki giną w pomrokach dziejów i choć bez wątpienia było to wiekopomne dzieło, nikt już nie będzie mógł go doceniać. Tak czy siak staż pisarski mogę już liczyć sobie w dekadach, a ilość wystukanych na klawiaturze słów też robi wrażenie. Przynajmniej na mnie, bo większość z nich dzielnie unika wzroku kogokolwiek innego... W każdym razie uważam się za pisarkę, dlatego niech Cię nie dziwi mój mail. I tak, możesz do mnie napisać, jeśli chcesz. Postaram się odpowiedzieć.

Podobno mam mnóstwo świetnych pomysłów. Tak mnie zapewniała pewna dziewczyna, z którą pisałam przygody w grze przeglądarkowej. Uznałam, że to prawda, w końcu trzeba być w czymś dobrym, u mnie niech to będzie kreatywność. Moja wyobraźnia potrafi galopować jak szalona, a ja tylko jak ten biedny żuczek, dzielnie próbuję za nią nadążyć. To pewnie przez nią najmocniej czuję się związana z gatunkiem, który określiłabym jako powieść przygodową. Ale też trudno mi się ograniczyć do jednego typu książek. W końcu czytam różne teksty.

A książki czytać uwielbiam, choć czasem boleśnie odczuwam lekturę. Bo dla mnie liczy się poprawność językowa, ogólna miodność (czyli jak bardzo opowieść mnie wciąga), ale również spójność postaci i logika ich postępowania. Wybacz, mam wykształcenie psychologiczne i antropologiczne, więc naprawdę wiem, o czym mówię. Dlatego czasem potrafię polemizować (taki piękny eufemizm na pełną emocji dyskusję ocierającą się czasem o prawdziwą kłótnię), gdy chodzi o ocenę jakiejś książki. Większość może się zachwycać, a ja nie. O! I z przytupem!

Jestem też miłośniczką Japonii, smoków, dobrej herbaty, gier RPG oraz pięknych notatników. Poza tym wcieleniem chaosu, nieuleczalną optymistką i pełną ideałów marzycielką. Od pewnego czasu staram się bardziej panować nad swoim życiem i chyba coraz lepiej mi idzie. 

I jeszcze coś. Nie umiem rysować. Ale mój chytry plan zakłada, że jeśli wszyscy odwiedzający będą zauważać niski poziom moich bazgrołków, to zachwycą się dla odmiany tym, co piszę. Tak na zasadzie kontrastu. Zatem strzeż się!

Popularne posty z tego bloga

Skąd czas na pisanie, gdy czasu brak?

Baśń o Ognistym Kogucie