Nadchodzi NaNoWriMo 2018

W dzisiejszym poście podzielę się kilkoma refleksjami z przygotowań do tegorocznego NaNoWriMo (mam nadzieję, że wiesz, co to za akcja, a jeśli nie, pytaj  w komentarzu), choć najpierw podsumuję przygodę z Pisarskim Promptoberem. Zapraszam do czytania dalej!
Uprzedzę od razu, że aby mieć najszerszy wgląd w moje NaNo, warto zajrzeć również na moje profile na Instagramie oraz Facebooku. Bo nie zamierzam po prostu dublować treści. Ale po kolei.

Pisarski Promptober 2018 - podsumowanie


Miesiąc temu podzieliłam się na blogu informacją o pomyśle na podkręcenie swojego pisania. Miało to przygotować mnie do listopada oraz po prostu zmusić do wzięcia się w garść.
Czy podziałało? Cóż… będę szczera. Nie bardzo.
Ale nie dlatego, że pomysł był zły! Wręcz przeciwnie, miałam nieziemską frajdę, codziennie losując kolejny prompt (robiłam to w relacjach na Instagramie). W mojej głowie powstawały sceny, które te prompty inspirowały. Okazało się jednak, że bardzo źle rozplanowałam sobie czas i energię, a do tego było mnóstwo spraw, które chciałam załatwić przed listopadem i... organizm nie dał rady. Ale! Prompty zostają do wykorzystania, bo pomysł na promptopowieść jest za fajny, żebym go porzuciła. Prawdopodobnie będę kontynuować ją w grudniu, kiedy zakończy się już NaNo. Poza tym miałam dobry wgląd w to, jakie problemy mogą się pojawić w nadchodzącym miesiącu przy prawdziwym maratonie. No i najważniejsze - dostałam takiego kopniaka do kreatywności, że sobie nawet nie wyobrażasz! Zresztą planuję wrzucić na Instagramie zdjęcie ze wszystkimi promptami, może niekoniecznie dziś, lecz na pewno wkrótce.
Wszystko to sprawia, że uznaję ideę za udaną i wartą powtórzenia za rok. Who’s with me?

Przygotowania do NaNo


W tym roku jak nigdy przygotowywałam się do listopada. Nie oznacza to, że jestem z tych planujących wszystko, o nie. Ale mam tytuł! To chyba pierwszy raz, gdy mam tytuł już w październiku! Naprawdę duży sukces, biorąc pod uwagę, że często zostawało przy tytule roboczym ^^”
Poza tym mam trupa na początek, co akurat niczym nowym nie jest. Zawsze mam trupa na początek, to niejako mój znak firmowy. Ale tym razem o tym trupie wiem od dobrych kilku miesięcy, bo od tylu kiszę w głowie pierwsze zdanie (które zapewne w redakcji późniejszej i tak zostanie zmienione). Trup jest płci męskiej, prezentuje się krwawo na podłodze i w przedziwny sposób kojarzy mi się z początkiem pierwszego sezonu Daredevila. Będę musiała przemyśleć, jak zmniejszyć to podobieństwo, ale to też później.
A tak w ogóle to piszę urban fantasy. Bo tak mi wyszło z tego trupa i kilku innych szczegółów. Dlatego w ramach przygotowań postanowiłam się dowiedzieć, co to w ogóle jest i jakie cechy charakterystyczne ma ten gatunek. Podobno musi być metropolia. Po dłuższych rozważaniach do rangi metropolii awansowałam Gdańsk. Bo czemu nie. W sumie całe Trójmiasto i… nic więcej nie zdradzę. Spojlery i takie tam.

Struktura, bohaterowie, świat


Jako że czasu miałam teoretycznie dosyć (tylko teoretycznie), zaczęłam myśleć nad elementami składowymi. Wydawało mi się, że najprościej jest ze światem. Nasz. No niby. Tylko że magia. Choć magii niby nie ma. I w ogóle… nagle świat zaczął mi się rozrastać szalenie. Tak bardzo, że mam pomysły na mnóstwo wątków niekoniecznie w tej powieści, więc jestem ciekawa, jak mi się będzie pisało.
Z bohaterami poszło prościej. Przynajmniej chwilowo, bo jeszcze nie wiem, co mi odstawią w listopadzie. Biorąc pod uwagę pewien duet, może być ciekawie.
Pochyliłam się w tym roku także nad strukturą. I tu chcę powtórzyć raz jeszcze bardzo wyraźnie: nie planuję sobie dokładnie całej powieści. Nie potrafiłabym tego zrobić, zabiłabym w sobie chęć pisania. Natomiast postanowiłam mniej więcej nakreślić sobie główne punkty fabuły. Takie momenty, które muszą mieć miejsce, by akcja poszła do przodu. Co więcej, postarałam się to zrobić nawet dość dokładnie. Jestem ciekawa, jaki efekt będzie to miało na mój pisarski maraton.

Pozostałe przygotowania


Tych za wiele nie ma. Nie mam dodatkowych porcji kawy pochowanych po szufladach. Nie mam kilkunastu tabliczek czekolady czekających na spożycie, by nie zasnąć nad klawiaturą. Nie mam również urlopu od zajmowania się niemowlakiem, co jest chyba największą przeszkodą w tegorocznym pisaniu. Krótko rzecz ujmując: zero czasu, zero energii. Co to dla mnie!
Mam natomiast plan, by dzielić się na bieżąco postępami na instastories (ha! tak sprytnie po raz kolejny zachęcam do zaglądania na moje instagramowe konto), co ma być dla mnie dodatkową motywacją. Tam zresztą będę ujawniać zapewne więcej z treści. Chcę również wypróbować połączenia kilku własnych tricków, a szczególnie wypróbować pisanie powieści na telefonie, gdy jestem z dala od komputera.

I to chyba tyle na ten moment. Idę powrzucać kilka zdjęć mojego zeszytu nanowego sami-wiecie-gdzie. A potem już tylko wyczekiwanie północy i się zacznie!

Wszystkim biorącym udział w NaNoWriMo 2018 życzę szczególnego przypływu weny! :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skąd czas na pisanie, gdy czasu brak?

Baśń o Ognistym Kogucie